fot. Marta Berens Ludzie wychodzą z założenia, że mają czas. Tak po prostu. Zachowują się, jakby każdy z nich miał dożyć emerytury, a potem przez kilkadziesiąt lat jeszcze ją dostawać. Jako gatunek mamy małą wyobraźnię. Piszemy scenariusze przyszłości na podstawie teraźniejszości. Zapominamy o tym, że jeśli za długo dmucha się w balonik, to on pęka. Prawda jest taka, że czasu nie ma. I to nie tylko o katastrofę klimatyczną chodzi. A przynajmniej nie o taką katastrofę , jaką sobie wyobrażasz, gdy piszę katastrofa . Nie chodzi mi o topiące się niedźwiedzie polarne, a o tonących uchodźców. Nie mam na myśli płonących lasów, tylko płonące pola uprawne i głód. Nie piszę o wymierających gatunkach, tylko o podupadłych całych wioskach, które kiedyś utrzymywały się z rybołówstwa. Katastrofa z Mad Maxa w Polsce, w Europie być może nigdy nie nastąpi. Ale w wielu miejscach na Ziemi już wiedzą, że czas upłynął. I to, że od miejsc katastrofy dzielą mnie tysiące kilometrów, nie ma znaczenia. Inna sp
- Czuję, że coś bardzo ważnego się we mnie zmieniło. Nie wiem jeszcze tylko... Jest wrzesień. Stoję na skrzyżowaniu Marszałkowskiej ze Świętokrzyską. Mówię do wycelowanej we mnie wielkiej kamery. Na głowie mam różową czapkę w groszki, na mojej czerwonej koszulce widnieje międzynarodowy symbol wymierania. Przed chwilą zostałam po raz piąty zniesiona z tego samego skrzyżowania. Miesiąc temu pisałam maturę. Za miesiąc przeprowadzę się do Berlina. *** Myśl o zmianie i o tym, co za nią idzie, pojawia się po raz kolejny następnego dnia. Jak prawdziwi ekolodzy/lewaki/hipisi rozmawiamy o swoich uczuciach. Po wielu tygodniach intensywnych przygotowań do wydarzeń w Warszawie w końcu mamy czas popatrzeć na siebie nawzajem i powiedzieć o tym, co w nas siedzi. W ośmioosobowym kręgu nie ma osoby, która nie mówiłaby o zmianie. Mało kto nie płacze. Tego dnia po raz pierwszy ubieram myśl w słowa. Zaczynam nieśmiało. Nie wiem, czy chcę iść na studia. *** Od września do grudnia zdążę wziąć udział w F